Szuflandia i archiwalny performance | 28.05.2024
Na 6. Krajowym Sympozjum Archiwalnym, które odbyło się w Lublinie w dniach 24-25 maja 2024 r., miałem przyjemność wygłosić referat o genezie archiwów rodzinnych, które są w ostatnich latach szczególnym obiektem zainteresowania polskiej administracji archiwalnej (projekt Archiwa Rodzinne Niepodległej).
Sformułujmy kilka kluczowych dla zagadnienia pytań. Podzielić je można na dwie grupy: pierwsza to syntetyczne i krytyczne spojrzenie na problematykę, druga to jej analiza. W pierwszej zapytałem czy jest to problematyka istotna? A jeśli tak to dlaczego? W drugiej sformułowałem następujące pytania szczegółowe: Czym są tzw. archiwa rodzinne? W jaki sposób powstają? Jakie jest ich miejsce w systemie archiwalnym? Co je wyróżnia (czy może odróżnia)? Jaka jest ich przyszłość?
Skojarzenie szuflady domowego mebla z rodzinnym archiwum nie jest oczywiście moim konceptem. Tak to postrzegane jest w programowym wydawnictwie Archiwów Państwowych Archiwa Rodzinne Niepodległej (Warszawa 2019), gdzie sugeruje się, że to podstawowe miejsce pozyskiwania materiałów do rodzinnego archiwum. Jej zawartość cechuje różnorodność rodzajów dokumentów i pamiątek (sic!) oraz tematyki, co oznacza absolutny miszmasz nośników oraz ich obiektywnego znaczenia. Wskazuje również na większy nacisk na emocje względem nich, czego w tym przypadku nie da się uniknąć, niźli na jakość informacji. W ten sposób świat archiwów rodzinnych w dużej mierze staje się raczej uniwersum szuflad niźli archiwów. Stąd już krok do Szuflandii – Rzeczypospolitej Krasnoludowej z filmu Juliusza Machulskiego „Kingsajz”. Przy czym chodzi mi tylko o samą nazwę, bez jakiejkolwiek sugestii do rzeczywistej alegorii tego obrazu).
Zawartość rodzinnej szuflady jako kluczową i bazową dla procesu archiwotwórczego archiwum rodzinnego kieruje mnie ku badaniom charakterystycznym dla świata artystycznego. Koncepcja szuflady jako archiwum wyłania się z rozważań prof. Annemarie Matzke, zajmującej się formami eksperymentalnymi współczesnego teatru na niemieckim Uniwersytecie w Hindelsheim. Zwraca ona uwagę na sam proces trafiania obiektów do szuflady przypominający typową archiwalną drogę dokumentacji: w pewnym momencie nie są warte eksponowania, bycia na widoku, mogą być usunięte z zasięgu wzroku, ale jednoczenie warte są przechowania, bo „mogą się jeszcze przydać”. Przy czym sama zawartość szuflady i jakość jej przechowywania stanowić może bardzo dobrą podstawę do oceny emocji drzemiących w aktotwórcy/archiwiście rodzinnego archiwum oraz jego fachowości. Zwróćmy uwagę, że afektywność (czyli rzeczone emocje) stanowią jeden z kluczowych elementów procesu archiwotwórczego tego rodzaju działów archiwalnych. Według prof. Matzke zespala to zawartość szuflady z jego twórcą/archiwistą w jedną całość. Słowem archiwum w tej koncepcji to po prostu performance.
W rozważaniach nad początkami archiwum rodzinnego warto zacząć od tego, że tradycyjna polska terminologia archiwalna jest w tym zakresie mało przydatna. Próbujemy dostosować do niego pojęcie archiwum prywatnego (część zasobu archiwalnego powstały wskutek działalności instytucji i osób prywatnych, rodzin, rodów, bez względu na miejsce jego przechowywania), archiwum przejściowego (które dziś nazywa się raczej bieżącym), czy nawet registratury (jako dokumenty nadal z jakichś powodów potrzebne twórcy i przechowywane „pod ręką”). Niewątpliwie mówiąc o archiwach rodzinnych mamy na myśli raczej przedmiot przechowywania niźli miejsce. Przystępując do próby określenia genezy archiwum rodzinnego przydane będzie najpierw opisanie czym ono właściwie jest. Co sprawia, że elementy konieczne do jego zaistnienia, a są nimi (jak już wiemy z broszury nt. Archiwów Rodzinnych Niepodległej) „dokumenty i pamiątki”, poza tym twórca/kreator archiwum oraz jego osobiste emocje czyniące zeń archiwalnego performera, doprowadzają w pewnym momencie do powstania nowej jakości? Do powstania archiwum? Hal Foster, krytyk sztuki, określa ten niezbędny czynnik jako „impuls archiwalny”. Składają się nań afekty i skojarzenia twórcy, które pozwoliły mu stworzyć zaczątki archiwalnego opisu, służącego zarówno jemu jak i innym. To one sprawiają, że ze sfery pamięci przechodzą do sfery archiwalnej. Dlatego też impuls archiwalny nazywa też zorganizowaną kontrpamięcią.
A zatem możemy archiwa rodzinne opisać poprzez negację warunkową:
nie są częścią sieci archiwalnej (ale mogą nią być),
nie są zarchiwizowaną registraturą (ale mogą nią być),
nie są wynikiem procesu aktotwórczego (ale mogą nim być),
nie są elementem publicznej polityki historycznej (ale mogą nim być),
oraz przez akceptację:
są domowymi zbiorami „dokumentów i pamiątek” o nieokreślonej przyszłości,
są źródłami historycznymi (nie mylić z ustawowym określeniem materiałów archiwalnych).
Jaka może przyszłość każdego z nich? Po pierwsze mogą zostać poddane zwyczajowej selekcji archiwalnej, która wydzieli z nich materiały archiwalne przeznaczone do trwałego przechowywania i dokumentację niearchiwalną. Po drugie ich zawartość może ulec rozproszeniu po różnych zbiorach ze sfery państwowego i niepaństwowego zasobu archiwalnego. Po trzecie mogą ulec utracie (zniszczeniu).
Podsumowując stwierdzić należy, że problematyka archiwów rodzinnych jest bardzo istotna, jak każda dotycząca potencjalnych materiałów archiwalnych, które służyć będą ludziom. Kolebką archiwów rodzinnych są domowe zbiory dokumentów, czyli swoiste repozytoria rodzin. Warunkiem wyłonienia się z nich archiwów jest koincydencja: dokumentacji, twórcy, jego emocji i impulsu archiwalnego (zorganizowanej kontrpamięci). W uniwersum archiwalnym są przedpolem: raczej siecią szuflad (szuflandia) a nie archiwów. Pojedyncze archiwum rodzinne wyróżnia jedynie aktotwórca (rodzina bądź ród) oraz stopień zorganizowania na osi prowadzącej do archiwum prywatnego. Zatem logiczna przyszłość archiwum rodzinnego to przyszłość każdej innej registratury.
Commentaires